Jestem jezuitą, pracownikiem
naukowym PWT "Bobolanum" w
Warszawie. Duszpastersko pracuję
przy parafii
św.
Szczepana. Ikoną - malarsko i
dydaktycznie - zajmuję się od
kilku lat, czego owocem jest
także "Droga Ikony".
Pierwsze kroki na Drodze
ikony...
Nie ma jednego Źródła, w
znaczeniu inspiracji, które
pchnęłoby mnie w stronę ikony.
Oczywiście można mówić o Źródle
w znaczeniu metafizycznym, jako
mocy, która zapładnia umysł i
serce, a którą jest Bóg - Duch
Stworzyciel. On też zapewne stoi
u początku mojej drogi ikony,
ale On też działa poprzez to
wszystko, co mnie kształtowało i
wciąż kształtuje, co mnie
otacza, zachwyca i pociąga.
Dlatego też nie mogę w moim
wypadku powiedzieć o jedynej
inspiracji, bo było i wciąż jest
ich wiele. Natomiast w porządku
chronologicznym mogę powiedzieć
o kolejnych, rozwijających się
zainteresowaniach formami
plastycznymi. Kiedyś też
pojawiła się na tym horyzoncie
ikona jako rodzaj sztuki, która
przywoływała dla mnie nie tylko
coś z historii życia
religijnego, ale również
stanowiła zapis konkretnego
doświadczenia duchowego. Do tej
pory najważniejsza dla mnie jest
to natchnienie, że ikona jest
środkiem ekspresji przeżycia
duchowego, wypowiedzenia go w
języku, który może bardziej niż
inny, a myślę tu o języku
sztuki, jest przez swoje
niedookreślenia, obrazy, które
nie są dosłownością, zdolny
przedstawić w zasadzie
niewyrażalne, a wiec przeżycie
obecności tego, co istotne,
głębokie. A wracając do
chronologii, to przełomowym
momentem było dla mnie
znalezienia warsztatu, gdzie
mógłbym nauczyć się podstaw
ikonopisarstwa. A było to w
Krakowie u Jezuitów, przy
Chrześcijańskim Stowarzyszeniu
Twórców Sztuki Sakralnej.
Trochę paradoksalnie stało się,
że sam będąc jeszcze
początkującym w sztuce
ikonopisania, zostałem niejako
przymuszony do podzielenia się
tym "nic", które miałem, a co do
którego już wiedziałem, że nie
jest dane tylko dla mnie.
Zaledwie kilka miesięcy po
elementarnym przysposobieniu,
zostałem gorąco zachęcony przez
kolegę pełniącego posługę
duszpasterską w zakładzie karnym
na Rakowieckiej w Warszawie do
tego, by przyjść na kilka
spotkań ze skazanymi i
opowiedzieć im o ikonie.
Oczywiście chodziło o to, by to
opowiadanie stało się
"argumentem", z którym
zechcieliby oni wejść w dialog.
Miejscem, gdzie się spotykaliśmy
była niewielka pracownia
plastyczna, którą osadzeni
urządzili sami. Okazało się też,
że uczestnikami grupy były osoby
już o pewnym amatorskim
doświadczeniu malarskim.
Niewiele czasu poświęciliśmy na
teoretyczne uzasadnienia, a
niemal od razu zabraliśmy się do
rysowania, gdyż nie ma lepszego
sposobu zgłębiania warsztatu
ikony jak jego praktykowanie.
Po kilku miesiącach spotkań w
więzieniu grono znajomych z
warszawskich duszpasterstw
akademickich naciskało na mnie i
Mateusza Środonia, z którym
prowadziłem warsztaty w
więzieniu, aby w ramach
studenckich spotkań
ekumenicznych przygotować
specjalny cykl wprowadzający w
historię, teologię i warsztat
ikony. Zajęcia przygotowywaliśmy
bardziej metodycznie niż to było
w wypadku grupy osadzonych,
zresztą nabraliśmy już pewnego
doświadczenia, oceniając, czego
było za mało, a co warto było
bardziej podkreślić. Odbyło się
to wszystko w Duszpasterstwie
"Dąb" u Jezuitów, w ten sposób
też narodziła się Droga ikony.
Szereg spotkań poświęciliśmy
historii, typologii i symbolice
ikony. Zapraszaliśmy również
gości, specjalistów z zakresu
teologii i historii sztuki.
Wszystko to pozwoliło nam
nakreślić szeroki kontekst
religijno-kulturowy, w którym
zrodziła się i przetrwała ikona
jako fenomen sztuki duchowej.
Myślę, że dla każdego z nas,
zarówno prowadzących, jak i
studentów, było to wielkim
wydarzeniem, gdyż wszyscy
uczyliśmy się patrzeć na ikonę
jako na coś więcej niż tylko
eksponat muzealny albo element
religijnego folkloru. Nasze
doświadczenie wzmocniły wyprawy
do miejsc, w których ikona
zaznaczyła swoją obecność w
szczególny sposób.
Wierzę, że obraz
Boży, który nosimy w sobie - jak
mówi nam o tym Biblia -
realizujemy zawsze na miarę
naszej zdolności poznania Boga.
Ta realizacja, to spełnienie
uwydatnia się w naszym
podobieństwie do Ojca w wymiarze
indywidualnym i do Trójcy w
wymiarze wspólnotowym. Bo obraz
Boży został człowiekowi dany,
jest darem dla człowieka, a
podobieństwo domaga się
spełnienia jako odpowiedzi i
świadectwa wobec innych. Nie ma
tak naprawdę innego
zwiastowania, nie ma
dobitniejszej argumentacji, jak
przez świadczenie właśnie. A ono
dokonuje się przede wszystkim
przez wyrażanie podobieństwa
Bożego, które jest w nas. W
sposób absolutny obraz Boży
zrealizował Jezus z Nazaretu. W
Nim podobieństwo osiągnęło
najwyższy wymiar, dlatego w
pełni mógł objawić Ojca. I
dlatego każdy z nas tak objawia
Ojca, jak jest do Niego podobny.
Bo każdy nosi w sobie własne,
niepowtarzalne doświadczenie
Boga i każdy z nas zwiastuje Go
przez pryzmat tego
doświadczenia. I to pokazuje
ikona. Każdy artysta przedstawia
Chrystusa tak, jak go przeżywa.
Autentycznie może przekazać
tylko tyle, ile sam poznał i
doświadczył. Dlatego też
ikonopisanie jest modlitwą i
kontemplacją, ale jest to
wpatrywanie się przez własne
wnętrze.
Tego nauczyła mnie ikona.
Dlatego też jest dla mnie
przewodniczką w sztuce duchowej.
Bo nie ma w sobie nic z
panegiryku, nie cechuje ją
przepych ani apolliński ideał
piękna. Nie pretenduje do
czystości formy ani nie może być
traktowana jako ezoteryczny
klucz do tajemnicy
rzeczywistości. Jest natomiast
prostym wyrazem przekonania o
jedności prawdy, dobra i piękna.
Prawdy, gdyż Chrystus jest
prawdziwym obrazem Boga, a ikona
ostatecznie wskazuje na
Chrystusa; dobra, gdyż z miłości
Bóg stworzył świat i w
Chrystusie przygarnął go na
nowo, a ikona te wydarzenia
przedstawia; piękna, gdyż za
Chrystusem odzyskujemy utracone
Boże podobieństwo, a przez ikonę
to doświadczenie wyrażamy.
Myślę, że mogę powiedzieć o
rosnącym we mnie przeżyciu
radości i wdzięczności za
pragnienie i dar ikonopisania.
Wiąże się to również z niełatwym
dla mnie doświadczeniem
przekazywania innym tej wiedzy i
umiejętności. Jest niewątpliwie
znakiem czasu, że w kulturze
przerostu technologicznego,
reklamy i manipulacji jest coraz
mocniej zauważalny "tlący się
knotek" życia duchowego. Jednak
jest to w moim odczuciu życie,
które szuka własnego nurtu,
coraz mniej chętnie dające
poprowadzić się utartymi, choć
przecież dobrymi ścieżkami.
Dlatego pewnym zaskoczeniem ale
i osobistą radością jest dla
mnie spotykać się z ludˇmi
różnorodnych specjalizacji i
światopoglądów, którzy szukają
wyrazu podobieństwa, tj. piękna
Bożego w sobie. I chociaż każdy
startuje z pozycji innego
doświadczenia i w każdym kryje
się jakaś inna motywacja, to
jednak cieszy mnie, że możemy
osiągać ten sam cel trwając na
drodze ikony.
|
Z moich ikon...
|